Sytuacja na polskim rynku pracy, pomimo wielu zawirowań, z pozoru wydaje się dobra i stabilna. Wskaźniki bezrobocia sytuują nasz kraj w chlubnej czołówce UE. Liczba osób aktywnych zawodowo systematycznie rośnie – choć od dobrych kilku lat mamy do czynienia z wchodzeniem w wiek emerytalny osób z powojennego wyżu demograficznego, to jednocześnie wzrasta wskaźnik aktywności zawodowej kobiet oraz liczba imigrantów zarobkowych. Pomimo wzrostu aktywności zawodowej nie rośnie bezrobocie, bo jeszcze szybciej rośnie wskaźnik zatrudnienia. Co więcej, na horyzoncie nie widać wielkiego ryzyka istotnego wzrostu bezrobocia. Oczywiście nie da się go wykluczyć, gdyby doszło choćby do zapaści niemieckiego przemysłu, z którym nasza branża wytwórcza jest mocno powiązana. Wydaje się jednak, że taka wizja nie należy do bardzo prawdopodobnych – nawet tegoroczne prognozy, uwzględniające problemy z dostawami gazu do Europy, nie przewidują jakiegoś Armagedonu. Dodatkowo, spodziewany okres dekoniunktury może wypchnąć część starszych pracowników na świadczenia przedemerytalne, zwiększając jeszcze bardziej i tak sporą liczbę wakatów w gospodarce.

Jednocześnie wciąż trudno mówić o rynku pracownika – poza wybranymi branżami realne wynagrodzenia maleją. W efekcie udział płac w PKB, należący i tak do jednych z niższych w całej Wspólnocie, po okresowym wzroście od 2020 roku znów zaczął spadać. Nie można wykluczyć, że w jakiejś części jest to spowodowane „ucieczką” części wynagrodzeń do szarej strefy – tu wiele zależy od branży czy choćby wielkości lokalnego rynku pracy. Nie zmienia to jednak zasadniczo faktu, że pozycja negocjacyjna pracowników jest słabsza, niż mogłoby to wynikać z rynkowej gry popytu i podaży pracy. Dodatkowo pozycję tę prawdopodobnie osłabi napływ setek tysięcy uchodźczyń z Ukrainy – nie da się bowiem wykluczyć, że jeszcze przez jakiś czas będą one gotowe zaakceptować gorsze warunki zatrudnienia. Podobnie jak w przypadku szarej strefy, także skala tego „imigracyjnego” zjawiska będzie zależeć i od branży, i od specyfiki lokalnego rynku pracy, bo Ukrainki poszukują zatrudnienia głównie w największych polskich miastach.

Powyższe obserwacje wskazują jednak, że polski rynek pracy jest bardzo zróżnicowany. W efekcie możemy mieć do czynienia z sytuacją, w której w jednym miejscu przedsiębiorcy będą się „zabijać” o pracownika, podczas gdy w innych – za sprawą wygaszenia produkcji w firmie zatrudniającej znaczną część mieszkańców danego regionu – bezrobocie skoczy do dwucyfrowych poziomów. Ten ostatni scenariusz nie jest zresztą aż tak bardzo nieprawdopodobny – branża motoryzacyjna, która w najbliższych latach może przeżywać spore trudności, zatrudnia w Polsce ponad 200 tys. pracowników. Jednocześnie nie ma dziś żadnej gwarancji, że szumnie zapowiadane przeniesienie zaplecza przemysłowego z Azji do Europy przełoży się na wiele nowych miejsc pracy nad Wisłą.

Nie można też ignorować faktu, że popyt na wiele usług nie-pierwszej potrzeby, który pojawił się w ostatnich kilku latach naznaczonych dobrą koniunkturą i wzrostem realnych dochodów (także za sprawą takich świadczeń jak 500+ czy bon turystyczny), w sytuacji rosnącej inflacji i spadku realnych wynagrodzeń może się załamać. Jednymi z pierwszych ofiar mogą być krajowe branże: turystyczna oraz gastronomiczna, które zostały już mocno nadszarpnięte pandemicznymi lockdownami, a teraz borykają się ze skutkami galopującej inflacji. Jeśli dodamy do tego fakt, że spośród ponad 400 tys. uchodźczyń z Ukrainy, które weszły już na rynek pracy, wiele kobiet znalazło zatrudnienie właśnie w sektorze takich usług, musimy być gotowi na zmierzenie się z zupełnie nowymi problemami. Namiastką jednego z nich jest przykład Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi, którego dyrektor odmówił podwyżek swoim pracownikom argumentując to możliwością szybszego zatrudnienia Ukraińców.

Naturalną odpowiedzią udzielaną przez mainstreamowych ekonomistów na problemy z lokalnymi nierównowagami na rynku pracy jest mobilność zatrudnienia – ludzie powinni przemieszczać się za pracą. Polska nie charakteryzuje się wysoką mobilnością pracowników. Powodów jest co najmniej kilka. Po pierwsze, i to problem dotykający także lokalne rynki pracy, wobec de facto braku systemu edukacji zawodowej dorosłych, pracownicy w wielu miejscach w kraju nie mają możliwości aktualizacji swoich kompetencji i kwalifikacji zawodowych. Po drugie, płytkość rynku mieszkaniowego, w tym zwłaszcza rynku najmu, stanowi poważną barierę przy podejmowaniu decyzji o ewentualnej przeprowadzce za pracą. Po trzecie, wykluczenie komunikacyjne dotykające w naszym kraju 14 mln ludzi, które wynika z fatalnej jakości transportu publicznego, skutecznie ogranicza możliwości przemieszczania się pracowników z miejsca zamieszkania do miejsca pracy. Po czwarte wreszcie, brak sprawnego systemu opieki nad dziećmi czy seniorami zmusza wielu pracowników do ograniczenia mobilności zawodowej. Nie bez znaczenia jest także fakt specyfiki więzi rodzinnych, która odróżnia Polskę od innych państw Europy Zachodniej, choć gwoli sprawiedliwości w tym obszarze jesteśmy świadkami szybko postępujących zmian, upodabniających nas do społeczeństw Zachodu.

W konsekwencji, z perspektywy osoby bezrobotnej mieszkającej na Pomorzu Środkowym, nie ma większego znaczenia, że dramatycznie brakuje rąk do pracy np. w Specjalnej Strefie Ekonomicznej w Wałbrzychu, skoro niespecjalnie może ona opuścić swoje dotychczasowe miejsce zamieszkania. To zaś oznacza, że sam rynek nie jest w stanie poradzić sobie z występującą nierównowagą, choć może ponosić z jej tytułu koszty. Odpowiedzią na taką niesprawność rynku może (i powinna!) być odpowiednia polityka państwa. Nie ulega wątpliwości, że niezmiennym zadaniem stojącym przed polityką publiczną w Polsce jest stworzenie sprawnego systemu edukacji zawodowej, zapewnienie podstawowej bazy mieszkaniowej, eliminacja wykluczenia transportowego poprzez rozwój transportu publicznego, czy też zbudowanie działającego systemu opieki nad osobami niesamodzielnymi (dzieci, seniorzy, niepełnosprawni).

Nie trzeba być prorokiem, by stwierdzić, że prawdopodobieństwo rozwiązania wspomnianych wyżej problemów w krótkiej perspektywie czasowej jest bliskie zeru. Co za tym idzie, nie należy spodziewać się istotnego wzrostu mobilności zawodowej. Dlatego też, mając na uwadze zarówno lokalne nierównowagi na rynku pracy, jak i spodziewane spowolnienie gospodarcze oraz prognozowaną częściową automatyzację produkcji, która wypchnie z rynku pracy jakąś grupę pracowników, należy zastanowić się nad rozwiązaniem alternatywnym. Rozwiązaniem, które jednocześnie będzie pomocne przy nowych wyzwaniach rozwojowych, stojących przed naszym krajem, takich jak np. szeroko rozumiana transformacja energetyczna czy integracja imigrantów zarobkowych, zwłaszcza cechujących się niskim poziomem kompetencji zawodowych. Przybycie setek tysięcy ludzi z Afryki Północnej, Bliskiego Wschodu czy Azji Południowo-Wschodniej wydaje się bowiem tylko kwestią czasu, a nie da się wykluczyć, że destabilizacja na obszarze postsowieckim będzie skutkować równie dużym napływem ludności z obszaru Kaukazu czy Syberii. Zresztą już dziś zaczynają pojawiać się problemy związane z dość nieuporządkowaną imigracją – wobec braku usystematyzowanej polityki migracyjnej integracja przybyszów odbywa się w modelu laissez faire, czyli dobrze znanym nad Wisłą podejściu „jakoś to będzie”, które nazwaliśmy w jednym z poprzednich raportów ludowymi improwizacjami.

Rozwiązaniem, które jest alternatywą wobec strategii ludowych improwizacji także na polskim rynku pracy, jest wprowadzenie gwarancji zatrudnienia (GZ) i rozbudowa systemu usług społecznych, czyli rozwiązań, które od kilku lat są coraz głośniej dyskutowane w międzynarodowej debacie publicznej. Choć w Polsce obydwa te pojęcia rodzą fatalne skojarzenia z epoką PRL, warto je ponownie odkryć i nadać im nowe znaczenie w rzeczywistości społeczno-gospodarczej trzeciej dekady XXI wieku. Nawet jeśli nie są one jakimś wunderwaffe, mogą stanowić wzbogacenie instrumentarium polityki publicznej, i to nie tylko w zakresie polityki rynku pracy, ale także polityki społecznej, opiekuńczej, senioralnej, integracyjnej, kulturalnej czy wreszcie środowiskowej.

Jakkolwiek temat jest bardzo złożony i wielowymiarowy, a sytuacja na rynku pracy na pierwszy rzut oka nie zachęca do namysłu nad gwarancją zatrudnienia, warto taki namysł podjąć, aby odpowiednio przygotować się na wyzwanie, z którymi przyjdzie nam się mierzyć we wcale już nieodległej przyszłości. Chcielibyśmy, aby niniejszy raport właśnie taką inicjującą rolę odegrał. Tym bardziej, że już dziś Polska boryka się z problemem niewykorzystanych zasobów pracy, które z wielu przyczyn o charakterze politycznym, gospodarczym, społecznym czy środowiskowym warto uruchomić.

Raport dostępny TUTAJ

 

 

Czytaj również: